autor: shisho » 20 kwietnia 2010, 19:21
Uff, dzisiaj udało mi się skończyć 6 sezon

w sumie w 3 dni pochłonąłem dwa ostatnie sezony. W niektórych odcinkach scenarzyści wykazali się podejściem w stylu "hmm co tu zrobić, żeby wkurzyć oglądającego", niemiłosiernie rozwlekając niektóre wątki
Spoiler:
chociażby telemarketing, strasznie słabe było wszystko, co z nim związane, beecherem z kellerem to można było już wymiotować po kilku odcinkach, a po ostatnim, to stwierdzam- najgorszy wątek w OZ. Sama postać Kellera, jego cwaniactwo i intrygi, gierki, wszystko to było ciekawe,postać Tobiasa też pod pewnymi względami była interesująca, ale ich wzajemna miłość- za dużo o tym było, dużo za dużo. Doszło chyba do przesytu i przerostu ilości nad jakością. Omar White był niewiarygodnie irytujący i czekałem, aż ktoś mu kuku zrobi,
za to niektóre wątki skupiały na sobie sporą uwagę
Spoiler:
jak na przykład Miguel Alvarez- aż mi się smutno zrobiło, jak sięgnął po te pigułki od tego draq queena czy czym to coś było, na sam koniec 6 sezonu. Naprawdę go polubiłem, przeszedł długą drogę i niestety- kolejny raz się poddał. Said, który pokazywał swoją brutalną naturę był takim Saidem, którego chciałem widzieć, nie spodziewałem się, że tak zginie, ale znów- postać Idzika, mimo jego irytującej maniery bytu, była dobrym posunięciem- pokazała człowieka, w życiu którego wszystko może się zmienić od jednej, przelotnej rozmowy. Bracia O'reily, Ryan ciągle kombinował i czasem się dziwiłem, że to aż niewiarygodne, że nikt się nie kapuje w jego kantach, Cyril za to dobrze przedstawiał kogoś, kto był poważnie chory na głowę i miał takie odchyły, z jednej strony- nie zasługiwał na wolność, z drugiej- czy był aż tak zły, żeby skończyć na krześle?
Za to fakt, jak skończono Oz, pozostawia jednak we mnie jakiś niedosyt... Niby dobrze, że skończono całość w takim, a nie innym momencie i nie zrobiono następnych odcinków tylko po to, by je zrobić, ale też- kurcze, chętnie bym pooglądał dalej coś, co by było równie brutalne i bezkompromisowe.
Uff, dzisiaj udało mi się skończyć 6 sezon :) w sumie w 3 dni pochłonąłem dwa ostatnie sezony. W niektórych odcinkach scenarzyści wykazali się podejściem w stylu "hmm co tu zrobić, żeby wkurzyć oglądającego", niemiłosiernie rozwlekając niektóre wątki
[spoiler]chociażby telemarketing, strasznie słabe było wszystko, co z nim związane, beecherem z kellerem to można było już wymiotować po kilku odcinkach, a po ostatnim, to stwierdzam- najgorszy wątek w OZ. Sama postać Kellera, jego cwaniactwo i intrygi, gierki, wszystko to było ciekawe,postać Tobiasa też pod pewnymi względami była interesująca, ale ich wzajemna miłość- za dużo o tym było, dużo za dużo. Doszło chyba do przesytu i przerostu ilości nad jakością. Omar White był niewiarygodnie irytujący i czekałem, aż ktoś mu kuku zrobi,[/spoiler]
za to niektóre wątki skupiały na sobie sporą uwagę
[spoiler]jak na przykład Miguel Alvarez- aż mi się smutno zrobiło, jak sięgnął po te pigułki od tego draq queena czy czym to coś było, na sam koniec 6 sezonu. Naprawdę go polubiłem, przeszedł długą drogę i niestety- kolejny raz się poddał. Said, który pokazywał swoją brutalną naturę był takim Saidem, którego chciałem widzieć, nie spodziewałem się, że tak zginie, ale znów- postać Idzika, mimo jego irytującej maniery bytu, była dobrym posunięciem- pokazała człowieka, w życiu którego wszystko może się zmienić od jednej, przelotnej rozmowy. Bracia O'reily, Ryan ciągle kombinował i czasem się dziwiłem, że to aż niewiarygodne, że nikt się nie kapuje w jego kantach, Cyril za to dobrze przedstawiał kogoś, kto był poważnie chory na głowę i miał takie odchyły, z jednej strony- nie zasługiwał na wolność, z drugiej- czy był aż tak zły, żeby skończyć na krześle?[/spoiler]
Za to fakt, jak skończono Oz, pozostawia jednak we mnie jakiś niedosyt... Niby dobrze, że skończono całość w takim, a nie innym momencie i nie zrobiono następnych odcinków tylko po to, by je zrobić, ale też- kurcze, chętnie bym pooglądał dalej coś, co by było równie brutalne i bezkompromisowe.