Żeby nie było, że to moja inicjatywa była.

Jaki właściwie humor lubię?
Trudne pytanie, tzn odpowiedź na nie.
Nie lubię humoru prostego, oczywistego, podanego na tacy z poleceniem - to jest zabawne - masz się śmiać, jakbym w tle słyszała rechot z taśmy puszczany.
Poślizg na skórce od banana - odpada. Śmieszne filmiki z neta, gdzie naśmiewać się mam z czyjejś niezgrabności lub głupoty - nie, nie lubię.
Cenię dystans do samego siebie i umiejętność znajdowania w sobie cech, które powinno się wyśmiać, albo przynajmniej traktować z przymrużeniem oka.
Humor mądry, który niesie ze sobą coś więcej niż czystą, bezrefleksyjną rozrywkę.
Czegoś uczy, zwraca uwagę na zjawiska, zachowania obecne wśród nas, które pokazane w zabawnej formie łatwiej jest skrytykować, ocenić, a może też, zastanowić się nad problemem, który gdzieś tam się kryje - takim, którego sama nie zauważam albo nie chcę zauważać.
Nie lubię humoru, który rani bez potrzeby, jest czarny, ale tylko dlatego, że prostacki, niesmaczny obrzydliwy czy tylko wulgarny bez potrzeby.
Humor absurdalny? Tak, jeśli pod tym nie chce się ukrywać zwykła głupota.
Ironia, sarkazm, aluzja, podtekst - to narzędzie humoru, który mi odpowiada.
Komedia - to trudna sztuka.
Komedia, którą lubię? "Louie" i Louis CK.