autor: VictoriNoRisuu » 07 kwietnia 2012, 16:55
Widzę, że wątek został przypomniany, więc przy okazji też się wypowiem.
Serialik obejrzałam jakoś półtora roku temu, oba sezony. Rzeczywiście, rozrywką jest dobrą - nie ma żadnych szans, w żadnych okolicznościach, żeby zgubić się w fabule, doskonale może służyć jako produkcja towarzysząca wykonywaniu innych czynności, kiedy miło jest jak coś "gra w tle".
Bohaterowie prezentują się miło dla oka, Zedd i Cara są zabawni, Kahlan śliczna, widoki ładne, sceny walk w slow motion całkiem zgrabnie wykonane. I tyle. Bo na wielkie nieszczęście twórcy zdecydowali się na konwencje "monster of the week" - zamiast prowadzić fabułę od punktu A do B dają początek wątku i po 22 odcinkach jego koniec, podczas gdy przez środek bohaterowie tłuką się gromadnie od wioski do wioski szukając, kogo można by to dziś uratować, oczywiście mocą naiwnego i chłystkowatego Richarda. Forma jest oczywiście duża przyjaźniejsza widzom, którym w trakcie emisji serialu wypadł jakiś odcinek, bo do ciągłości fabuły i tak niewiele wnosił. Nie wspominając już o 1x12 i 2x15, które można pominąć z założenia, bo są jedynie podsumowaniem wcześniejszych odcinków.
Rozumiem, że ekranizacja rządzi się własnymi prawami i nie oczekiwałam, że zobaczę książki strona po stronie przeniesione na ekran. Muszę jednak przyznać, że niektórych zabiegów zwyczajnie nie rozumiem. Już pomijając dialogi, które w dużej części brzmią jak wyjęte z fanfica tworzonego przez dwunastolatka, niektóre zwroty akcji zostawiają widza z niemym pytaniem "że co proszę...?" w oczach. Bez spoilerów - w trakcie 1x22 to oczy mi się iście mangowe ze zdziwienia zrobiły

. No i już wpadki zwyczajnie głupie - skoro już z niewiadomych przyczyn Kahlan zaczyna jako Spowiedniczka i dopiero później zostaje mianowana Matką Spowiedniczką, to dlaczego od początku serii biega w białych szatkach, stroju Matki Spowiedniczki? Chyba ze twórcy uznali, że Kahlan biegnąca w slow motion dramatycznie przez las w pierwszym odcinku będzie wyglądała nieporównywalnie estetyczniej w powiewającym białym ubraniu niż w powiewającym czarnym i dla efektu estetycznego warto sobie odpuścić logikę...
No i mój osobisty hit hitów serialu - co by tu zrobić, żeby Kahlan i Richard mogli sobie pozwolić na trochę intymności? Cara w najlepszej formie nie mogła mnie rozbawić tak jak te zabiegi - utrata mocy, halucynacje, opętanie, zmiana postaci... Ja już po prostu widziałam oczami wyobraźni scenarzystów, jak siadali wokół stołu (pewnie przy czymś mocniejszym pod ręką

) i zaczynali: No chłopaki, a co dziś wymyślimy, żeby nasza parka dostała dziś odrobinę czułości...?
Nie mogę powiedzieć, ze nie polecam - w końcu obejrzałam całość i nie żałuję, bawiłam się dobrze podchodząc do produkcji jako czegoś pomiędzy serialowym fanfikiem a parodią gatunku. Ale jeśli ktoś liczy na dobrą produkcję fantasy, może się srodze rozczarować.
Widzę, że wątek został przypomniany, więc przy okazji też się wypowiem.
Serialik obejrzałam jakoś półtora roku temu, oba sezony. Rzeczywiście, rozrywką jest dobrą - nie ma żadnych szans, w żadnych okolicznościach, żeby zgubić się w fabule, doskonale może służyć jako produkcja towarzysząca wykonywaniu innych czynności, kiedy miło jest jak coś "gra w tle".
Bohaterowie prezentują się miło dla oka, Zedd i Cara są zabawni, Kahlan śliczna, widoki ładne, sceny walk w slow motion całkiem zgrabnie wykonane. I tyle. Bo na wielkie nieszczęście twórcy zdecydowali się na konwencje "monster of the week" - zamiast prowadzić fabułę od punktu A do B dają początek wątku i po 22 odcinkach jego koniec, podczas gdy przez środek bohaterowie tłuką się gromadnie od wioski do wioski szukając, kogo można by to dziś uratować, oczywiście mocą naiwnego i chłystkowatego Richarda. Forma jest oczywiście duża przyjaźniejsza widzom, którym w trakcie emisji serialu wypadł jakiś odcinek, bo do ciągłości fabuły i tak niewiele wnosił. Nie wspominając już o 1x12 i 2x15, które można pominąć z założenia, bo są jedynie podsumowaniem wcześniejszych odcinków.
Rozumiem, że ekranizacja rządzi się własnymi prawami i nie oczekiwałam, że zobaczę książki strona po stronie przeniesione na ekran. Muszę jednak przyznać, że niektórych zabiegów zwyczajnie nie rozumiem. Już pomijając dialogi, które w dużej części brzmią jak wyjęte z fanfica tworzonego przez dwunastolatka, niektóre zwroty akcji zostawiają widza z niemym pytaniem "że co proszę...?" w oczach. Bez spoilerów - w trakcie 1x22 to oczy mi się iście mangowe ze zdziwienia zrobiły :shock: . No i już wpadki zwyczajnie głupie - skoro już z niewiadomych przyczyn Kahlan zaczyna jako Spowiedniczka i dopiero później zostaje mianowana Matką Spowiedniczką, to dlaczego od początku serii biega w białych szatkach, stroju Matki Spowiedniczki? Chyba ze twórcy uznali, że Kahlan biegnąca w slow motion dramatycznie przez las w pierwszym odcinku będzie wyglądała nieporównywalnie estetyczniej w powiewającym białym ubraniu niż w powiewającym czarnym i dla efektu estetycznego warto sobie odpuścić logikę...
No i mój osobisty hit hitów serialu - co by tu zrobić, żeby Kahlan i Richard mogli sobie pozwolić na trochę intymności? Cara w najlepszej formie nie mogła mnie rozbawić tak jak te zabiegi - utrata mocy, halucynacje, opętanie, zmiana postaci... Ja już po prostu widziałam oczami wyobraźni scenarzystów, jak siadali wokół stołu (pewnie przy czymś mocniejszym pod ręką ;) ) i zaczynali: No chłopaki, a co dziś wymyślimy, żeby nasza parka dostała dziś odrobinę czułości...?
Nie mogę powiedzieć, ze nie polecam - w końcu obejrzałam całość i nie żałuję, bawiłam się dobrze podchodząc do produkcji jako czegoś pomiędzy serialowym fanfikiem a parodią gatunku. Ale jeśli ktoś liczy na dobrą produkcję fantasy, może się srodze rozczarować.